Z leśnej kiesy
środa, 19 czerwca 2019
Derengowska i Cypryański najlepsi!
Sosna rządzi
Z leśnej kiesy

 

– Ta droga była naprawdę w fatalnym stanie. Zimą czy wczesną wiosną nie dało się tędy przejechać – mówi o przecinającej jego sołectwo drodze gminnej sołtys osady Jasieniec Maziarze koło Iłży. Dzisiaj, dzięki sporemu wkładowi finansowemu miejscowego nadleśnictwa, błotniste koleiny zastąpiła całkiem nowa droga.
Ten jeden drobny przykład udanej współpracy Lasów Państwowych z samorządami nie jest w skali kraju niczym niezwykłym. Nie ma chyba regionu Polski, w którym nadleśnictwo nie współfinansowałoby budowy, bądź modernizacji dróg gminnych, powiatowych a nawet wojewódzkich. Wydawać by się mogło, że ten rodzaj wsparcia inwestycji lokalnych przez Lasy Państwowe, nie powinien budzić kontrowersji. Drogi użytkowane są przez wszystkich, a każdy - zamiast z duszą na ramieniu przeprawiać się przez zdradliwą, bagnistą maź - woli korzystać z asfaltu. Wielu samorządowców podkreśla również, że przejezdna droga jest ważnym czynnikiem wpływającym na atrakcyjność regionu dla inwestorów. A jednak nie wszystkim się to podoba.

Dlaczego?

– Dlaczego środki ze sprzedaży drewna z lasów Skarbu Państwa nie zasilają tego skarbu, tylko pozostają w dyspozycji przedsiębiorstwa, które wyręcza państwo w realizacji jego konstytucyjnych obowiązków? – pyta, znany ze skrajnych poglądów na temat funkcjonowania PGL LP, dr hab. Andrzej Bobiec z Wydziału Biologiczno-Rolniczego Uniwersytetu Rolniczego w Rzeszowie w jednym ze swoich artykułów. Zarzuty jego odnoszą w szczególności do prowadzonej przez leśników edukacji przyrodniczej, dofinansowywania nauki czy monitoringu przyrodniczego. Do tego dochodzą koszty finansowania badań naukowych, niebagatelne wsparcie działalności parków narodowych, rozbudowy systemu ochrony przeciwpożarowej czy projektów rozwojowych. To tylko hasła, ale za nimi idą realne pieniądze rzędu kilkuset milionów złotych, które co roku Lasy Państwowe wykładają z portfela zasilanego przychodami ze sprzedaży drewna.

– Wydatki te w niewielkim tylko stopniu przekładają się na zwiększenie efektywności gospodarki leśnej – przyznaje Krzysztof Trębski zespołu ds. mediów w Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. – Mają za to duże znaczenie dla tworzenia i utrzymywania miejsc pracy, poprawy jakości życia, zapewnienia bezpieczeństwa ekologicznego państwa czy zachowania różnorodności biologicznej – dodaje.

Pomimo rozsądnej argumentacji przedstawianej przez leśników, wielu kontestatorów obstaje przy swoim: najlepszym rozwiązaniem – uważają - byłaby sytuacja, w której pieniądze uzyskiwane przez LP w całości trafiałyby do Skarbu Państwa i byłyby rozdzielane przez polityków. – Między bajki włóżmy, że budżet państwa przejmie te zadania, których realizację wspomagają dzisiaj LP i się należycie z nich wywiąże – kontruje Krzysztof Trębski, według którego „leśne” potrzeby na liście priorytetów jakiegokolwiek rządu zawsze będą na szarym końcu.
Trzeba płacić

Benjamin Franklin twierdził, że na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki. I o ile zawsze będzie konieczna taka czy inna forma sprawowania opieki nad państwowymi lasami, to od płacenia podatków LP nigdy nie będą mogły się wywinąć. Wielu zdaje się jednak tego nie dostrzegać i zarzuca im specjalne traktowanie przez fiskusa i unikanie płacenia podatków. Brzmi to jak niezły żart, bo twarde dane liczbowe jasno wskazują, że LP są… jednym z największych płatników podatków w kraju. Rokrocznie do centralnej kasy państwa organizacja ta wpłaca kwoty należne z tytułu podatku CIT od dochodów innych niż z gospodarki leśnej oraz podatek od sprzedaży gruntów i lasów. LP odprowadzają VAT oraz, jako jedyne w Polsce przedsiębiorstwo (choć de facto statusu przedsiębiorstwa nie mają – są państwową jednostką organizacyjną nieposiadającą osobowości prawnej), podatek surowcowy – to corocznie 2 proc. wartości przychodów ze sprzedaży drewna. – Do tego trzeba dodać składki na ZUS i Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych – dorzuca Trębski. – W zeszłym roku było niebagatelne 480 mln zł.

Pieniądze z leśnej kiesy płyną nie tylko do centralnego budżetu państwa, ale - w postaci podatków lokalnych - wspierają także budżet samorządów. Najważniejszym z nich jest bez wątpienia podatek leśny, który w 2017 r. wyniósł 228 mln zł. Środki te dla każdej z gmin stanowią spory zastrzyk finansowy i mogą je rozdysponowywać według własnych potrzeb. Prof. Lech Płotkowski z Zakładu Ekonomiki Wydziału Leśnego Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie podkreśla szczególne znaczenie tych pieniędzy: – Podatek leśny ma bardziej formę opłaty administracyjnej, aniżeli klasycznego podatku, bo jego wysokość nie zależy od wypracowanego zysku. I choć podatek ten jest względnie niewysoki w skali globalnej, to wpływy z jego tytułu istotnie liczą się w gminnym budżecie – mówi. Zauważa również jeszcze jeden aspekt , który w skrócie można by sprowadzić do tego, że wysokość podatku leśnego zależy od ilości lasów na danym terenie. Im jest ich więcej, tym kwota opłaty jest wyższa. – Pamiętajmy, że tam gdzie jest dużo lasów gminy są biedne, toteż tym bardziej cenią sobie każdą złotówkę – dodaje.

To prawda – samorządowcy bardzo sobie chwalą pieniądze z LP. – Nasza gmina leży na obrzeżach województwa – mówi Jolanta Borek, radna gminy Iłża w woj. mazowieckim. – Poziom jej rozwoju ekonomicznego jest bardzo niski, mamy wysoką stopę bezrobocia, ujemne saldo migracji, niski przyrost naturalny. W związku z tym borykamy się z w wieloma problemami społecznymi i gospodarczymi – twierdzi. Działalność miejscowego Nadleśnictwa Marcule (RDLP Radom) wiele pozytywnego wnosi więc do tego obrazu i w Iłży szczególnie to podkreślają.
Dokręcić śrubę?

Czy Lasy Państwowe poradziłyby sobie z większymi wpłatami do budżetu? Pomysłów jest wiele, ale ekonomiści leśnictwa, tacy jak prof. Płotkowski studzą głowy entuzjastów. – Pamiętajmy, że podatek nie może stłamsić płatnika i uniemożliwić mu normalne funkcjonowanie – przestrzega. - Najgorszym z możliwych wariantów jest taki, w którym fiskus chce zabrać wszystko, czyli - literacko rzecz ujmując, najpierw wypić wodę ze źródła, a na końcu je zniszczyć. I dalej profesor zauważa, że wspieranie przez Lasy Państwowe przedsięwzięć niezwiązanych z pozyskaniem i sprzedażą drewna jest możliwe tylko dzięki obowiązującym obecnie podatkowym regulacjom prawnym. Ze zrównoważonymi twierdzeniami leśników-ekonomistów wielu jednak się nie zgadza. Wspomniany Andrzej Bobiec, często przedstawiany jako ekspert w dziedzinie ekonomii leśnictwa, twierdzi wręcz, że LP sporą część pieniędzy próbują przed skarbem państwa… ukryć.

– Środki ze sprzedaży drewna zamiast zasilać budżet państwa, w części tworzą tzw. Fundusz Leśny, będący w dyspozycji dyrektora generalnego LP. To są setki milionów złotych, wydawane wyłącznie na mocy jego decyzji. Z powyższego opisu Fundusz Leśny jawi się jako ukrywana gdzieś przed Skarbem Państwa skarpeta, wypełniona lewym pieniędzmi, z wydawania których LP nie są rozliczane. – To bzdura – odpiera tego typu argumenty Krzysztof Trębski. – Zasady tworzenia i zasilania tego funduszu jasno określa ustawa o lasach z 1991 r. Tam też wypunktowano na co mogą być przeznaczane pieniądze z niego.

A czy i jakie korzyści ma z Funduszu Leśnego przysłowiowy Kowalski? Okazuje się, że ma i to wcale niemałe. Posłużmy się przykładem pamiętnej katastrofy wiatrołomów w sierpniu ubiegłego roku. Tylko w Borach Tucholskich wiatr połamał i wywrócił kilkadziesiąt tysięcy hektarów lasu. Uprzątnięcie powalonych drzew, wywóz drewna, przygotowanie gruntu do sadzenia nowego pokolenia lasu i przeciwpożarowa ochrona objętych kataklizmem terenów leśnych pochłoną setki milionów złotych. Czy zapłaci za to budżet centralny (więc podatnik Kowalski)? Nie. Koszty pokryją Lasy Państwowe właśnie z Funduszu Leśnego.

– Ze środków z funduszu korzystamy wszyscy – mówi Trębski. – Nie każde nadleśnictwo – z różnych powodów (ukształtowania terenu, przekroju gatunkowego i wiekowego drzewostanów, wydarzeń o charakterze klęskowym itp.) – na sprzedaży drewna potrafi zarobić na tyle, by wystarczyło mu pieniędzy na realizację funkcji pozaprodukcyjnych. A funkcje społeczne musi spełniać każde. Dlatego, na przykład, nowa ścieżka edukacyjna czy parking leśny w Bieszczadach powstają za pieniądze z funduszu, wpłacane tam przez „bogatsze” nadleśnictwa.
„Znikające” miliardy

Lasy Państwowe 90 proc. przychodów uzyskują ze sprzedaży drewna. W 2017 r. przychód przekroczył kwotę 8,4 miliarda zł. Brzmi imponująco, ale jeśli czytający raport o stanie finansów LP spojrzy na ostatnią rubrykę, przedstawiającą roczny dochód, to zdębieje ze zdumienia. W kasie LP w tym samym roku pozostało jedynie nieco ponad 400 mln złotych. Gdzie zatem podziały się te miliardy? Oczywiście, jeśli odliczymy wszystkie „daniny” i podatki oraz prawie 4,5 mld zł wynagrodzenia za prace w lesie, zlecone do wykonania prywatnym przedsiębiorcom leśnym, to ciągle brakuje 3,4 mld zł w sprawozdaniu określonych mianem kosztów zarządu. 2,4 mld zł z tego to z kolei obrastające różnorakimi mitami pensje 26 tys. pracowników LP. Czy to dużo? Tkwiący okopach kontestatorzy powiedzą, że o wiele za dużo - pensje leśników są za wysokie a biurowych etatów nadmiar. Potem padnie też koronny argument, że las przecież rośnie sam.

– Na papierze mamy tylko suche liczby – mówi Krzysztof Trębski. – I nic dziwnego, że wydatki na edukację czy ochronę lasu i przyrody w porównaniu z wydatkami na pensje pracowników wypadają blado.

Ale przecież wielkość i koszty zatrudnienia przekładają na poziom dbałości o las, jego dobry stan i przyrost zasobności, skuteczność ochrony przyrody, przed pożarami, szkodnikami owadzimi, a wreszcie dostępność i atrakcyjność lasu dla obywateli.

Pomysłów na zmianę sprawdzającej się w praktyce, przez lata, obecnej formuły Lasów Państwowych jest aż nadto. Od wspomnianego budżetowania, aż po włączenie w całości do samorządów czy nawet stworzenie nastawionej wyłącznie na zysk spółki akcyjnej. Każdy z nich jest jednak ogromnym zagrożeniem, przede wszystkim dla przyrody i zachowania jej bogactwa. Nadana ustawą o lasach w 1991 r. forma organizacyjna, prawna i ekonomiczna Lasów Państwowych skutecznie godzi różne oczekiwania i potrzeby, służy środowisku naturalnemu i dobru publicznemu. Po co więc majstrować przy czymś, co się zdążyło sprawdzić?

Tekst: Bogumiła Grabowska
Dla regionu

Działania finansowane z funduszy LP służą m.in. rozwojowi turystyki w wielu gminach w kraju, pośrednio dając impuls do tworzenia nowych miejsc pracy, wspierając przedsiębiorczość, co tak potrzebne zwłaszcza w biedniejszych regionach. LP finansują m.in. budowę nowych i remonty istniejących już ścieżek turystycznych, parkingów, miejsc biwakowych, ścieżek rowerowych, czy wiat.


Kredki z lasu

Prowadzone nieodpłatnie przez leśników zajęcia edukacyjne cenione są za wysoki poziom merytoryczny i cieszą się ogromną popularnością wśród nauczycieli i uczniów. – Wielu zarzuca nam, że LP nie powinny finansować tego typu działalności, a w szczególności wydawać pieniędzy na gadżety, które rozdajemy na zajęciach – mówi, chcąca zachować anonimowość edukatorka leśna. – Tymczasem bywa, że dla dzieci z najuboższych rodzin, kredki, które od nas dostaną, mogą okazać jedynymi, które akurat mają.


Nie z kieszeni podatnika

Każdy ma prawo do swobodnego i nieodpłatnego korzystania z publicznych lasów w naszym kraju. To swego rodzaju dogmat społecznej służebności Lasów Państwowych. Jednak utrzymanie lasów, ich ochrona przed pożarami, szkodnikami owadzimi, wzbogacanie różnorodności biologicznej, tworzenie infrastruktury turystycznej itd. wymagają olbrzymich nakładów finansowych W tych dziedzinach Lasy Państwowe wyręczają budżet państwa (a więc nie zaglądają do kieszeni podatnika), wydatki na owe cele pokrywając z wpływów pochodzących ze sprzedaży drewna.