AKCJA: EDUKACJA
Świadomość ekologiczna nie równa się modzie na bycie eko. Działania na rzecz rozwoju edukacji ekologicznej, podejmowane od lat 90. XX wieku, nie opierają się – wbrew pozorom – na przeciwdziałaniu skutkom, lecz na przyczynach. Świadomy użytkownik lasu nie rzuci śmiecia pod nogi. Nie, i już. Właściwa postawa przekłada się na konkretne działania na rzecz środowiska, realizowane intuicyjnie i wynikające z nabytej wiedzy i wrażliwości. Jednorazowe uczestnictwo w akcji sprzątania lasu nie uratuje świata – zrobić to może jedynie systematyczna, stała uważność i zmiana codziennych nawyków, a także przekazywanie tej wiedzy innym. Lekarze często powtarzają maksymę „lepiej zapobiegać, niż leczyć”, która doskonale koresponduje z ideą ochroną przyrody: nie możemy zaczynać troszczyć się o środowisko dopiero wtedy, gdy jest zagrożone.
W Stanach Zjednoczonych po II wojnie światowej nastąpił swoisty boom na korzystanie z dobrodziejstw dzikiej przyrody. W latach 70. i 80. XX wieku rozwijał się tam ruch kempingowy, modny stał się backpacking (podróżowanie z plecakiem) i trekking (piesze wędrówki). Wraz ze wzrostem zainteresowania takim rodzajem aktywności kwitł również tzw. przemysł outdoorowy. Nowe technologie produkcji odzieży i przedmiotów wykorzystywanych w czasie biwakowania (membrany Goretex, podeszwy Vibram, urządzenia filtrujące wodę, specjalistyczne plecaki i torby) sprawiły, że wyjazdy na łono natury przestały być włóczeniem się po bezdrożach, a stały się poważnym zajęciem.
Za tym wszystkim podążała jednak degradacja środowiska, które przyjmowało piechurów z całym inwentarzem. Łącznie ze śmieciami, niszczeniem ściółki i drzew, zanieczyszczaniem wody i hałasem. Obserwacja tych negatywnych skutków doprowadziła do licznych zmian, najpierw prawnych i regulaminowych, np. wprowadzania limitów osób odwiedzających parki narodowe, a następnie do zmian w świadomości. Same regulacje nie usuwały bowiem przyczyn, kompensowały tylko skutki, i to w ograniczonym zakresie.
Ciężko przecież egzekwować prawo na całkowitym odludziu. Taki wniosek już w latach 80. wysnuł R. Max Peterson, ówczesny dyrektor amerykańskiej Służby Leśnej (odpowiednika naszych Lasów Państwowych). Stwierdził, że zarządzanie dzikimi terenami polega w 80–90 proc. na edukacji i informowaniu, a tylko w 10 proc. na regulacjach prawnych. Wprowadzanie zakazów nie zlikwiduje problemu – zrobi to systematycznie wpajana edukacja ekologiczna i poczucie odpowiedzialności. W odpowiedzi na wzrost atrakcyjności różnych form odpoczynku na łonie natury pojawiła się więc koncepcja No Trace (Bez śladu). Z początku była promowana przez amerykańską Służbę Leśną w ramach projektu pilotażowego. Polegał on przede wszystkim na edukacji poświęconej etyce outdoorowej, związanej ze zdroworozsądkowym korzystaniem z przyrody, zwłaszcza w kontekście podróżowania i biwakowania. Koncepcja ta następnie kształtowała się i rozwijała przez dekady. Ostateczne wnioski z licznych analiz i badań doprowadziły do genialnej w swej prostocie konstatacji: ludziom nie należy niczego zabraniać!
Zamiast tego należy wpoić im poczucie odpowiedzialności za przyrodę, z której korzystają, i wytłumaczyć, dlaczego ma to tak wielkie znaczenie.
Wczesne doświadczenia Amerykanów związane z etyką outdoorową doprowadziły do stworzenia inicjatywy mającej na celu nauczenie ludzi odpowiedzialnego korzystania z przyrody poprzez edukację, partnerstwo, wolontariat i badania. Inicjatywa ta, prowadzona i koordynowana przez organizację non profit Leave No Trace Center for Outdoor Ethics, obecnie nazywana jest etyką leave no trace (LNT) i już dawno wykroczyła poza granice USA. Partnerem LNTOE jest m.in. Stowarzyszenie Polska Szkoła Survivalu. W ramach etyki LNT powstało siedem prostych zasad, których każdy odpowiedzialny i rozsądny użytkownik lasu powinien przestrzegać.